[Kalisz, ul. Częstochowska 2, 16.02.2020]
Wywołując tego RAW-a w Photoshopie rozmyślałem o magii fotografii analogowej... Jakie to wspaniałe czasy były, kiedy trzeba było babrać się w toksycznej chemii i wdychać jej opary. Swoją przygodę z ciemnią analogową zacząłem dość wcześnie, ponieważ mój ojciec był fotografem, więc jako nastolatek nauczyłem się wołać filmy i kopiować odbitki, co było też źródłem moich dochodów - ojcu nie zawsze się chciało obrabiać fuchy, a miał ich sporo. Zapach tiosiarczynu sodu (jakby kto nie wiedział, składnik utrwalacza) oraz fenidonu (podstawowy składnik wywoływaczy) będą mnie chyba prześladować do końca życia - nasza ciemnia miała wprawdzie wyciąg, ale dźwięk wentylatora irytował lokatora mieszkania nad pracownią (która była urządzona w piwnicy), więc w nocy nie włączałem tej instalacji. Wspomniany sąsiad miał brzmiące z czeska nazwisko, w ogóle to był to dość upierdliwy egzemplarz, więc pozwolę sobie na stosowną i idiomatyczną puentę - To se ne vrati! Co znaczy - Nie ma czego żałować!